Kogel-moogiel
Dawno nie zaglądałam na bloga, ale nie czuję się specjalnie winna - pogoda jest taka, że lepiej odgniatać tyłek na siodełku rowerowym niż dyszeć z gorąca nad kolejną warstwą lakieru. Doszłam do wniosku, że dekupażowe i pokrewne hobby nadaje się wyłącznie na miesiące jesienno-zimowo-wiosenne, latem zaś winno się wziąć od tego wszystkiego urlop :) Niemniej czasem sytuacja zmusza, by przysiąść pomimo skwaru i coś tam podłubać.
I tak powstał Mooglowy komplet dla zdeklarowanej fanki Final Fantasy łącznie ze wszystkimi przyległościami. Dla niewtajemniczonych: ten cały Moogiel, a właściwie Moogle to coś na kształt kota ze skrzydełkami jak u nietoperza i z pomponem nad czołem. W sumie dziwi mnie popularność tego stwora, bo co może być fajnego we wnerwiającym futrzaku, bezustannie powtarzającym "kupo"? Niemniej kociszcze znane jest każdemu finalowemu zapaleńcowi, a nawet doczekało się sporej liczby małych i trochę większych następców. U mnie Moogle wystąpiły w wersji podstawowej, na bardzo nieskomplikowanych kolczykach i bransoletce. Jako pomponików użyłam filcowych kuleczek, po które musiałam jechać na drugi koniec miasta, ale warto było :)
"Swój ciągnie do swego" - choć całe to drewno miało posłużyć człowiekowi, okazało się, że na kocią mordkę również pasuje. W rolę testera i kontrolera jakości wcieliła się Tifa:
A tu już pełnoprawna właścicielka prezentująca komplet na tle malowniczej zieleni:
Obydwie modelki wyraziły zgodę na publikację wizerunku, za co winna im jestem podziękowania :) Drugiej modelce dziękuję podwójnie, nie tylko za pozowanie, ale też za użyczenie własnych zdjęć kompletu, gdyż własnych zapomniałam popełnić :)
I tak powstał Mooglowy komplet dla zdeklarowanej fanki Final Fantasy łącznie ze wszystkimi przyległościami. Dla niewtajemniczonych: ten cały Moogiel, a właściwie Moogle to coś na kształt kota ze skrzydełkami jak u nietoperza i z pomponem nad czołem. W sumie dziwi mnie popularność tego stwora, bo co może być fajnego we wnerwiającym futrzaku, bezustannie powtarzającym "kupo"? Niemniej kociszcze znane jest każdemu finalowemu zapaleńcowi, a nawet doczekało się sporej liczby małych i trochę większych następców. U mnie Moogle wystąpiły w wersji podstawowej, na bardzo nieskomplikowanych kolczykach i bransoletce. Jako pomponików użyłam filcowych kuleczek, po które musiałam jechać na drugi koniec miasta, ale warto było :)
"Swój ciągnie do swego" - choć całe to drewno miało posłużyć człowiekowi, okazało się, że na kocią mordkę również pasuje. W rolę testera i kontrolera jakości wcieliła się Tifa:
A tu już pełnoprawna właścicielka prezentująca komplet na tle malowniczej zieleni:
Obydwie modelki wyraziły zgodę na publikację wizerunku, za co winna im jestem podziękowania :) Drugiej modelce dziękuję podwójnie, nie tylko za pozowanie, ale też za użyczenie własnych zdjęć kompletu, gdyż własnych zapomniałam popełnić :)
Cudne są te Twoje zimowe mikroświaty zamknięte w kulach. Jestem pod ogromnym wrażeniem :)Pozdrawiam. Ewka
OdpowiedzUsuń