Rzeszowskie warsztaty z Dorotą
Chyba nie ma osoby zajmującej się scrapbookingiem, która nie znałaby prac Doroty. To prawdziwa papierowa cudotwórczyni i nie ma w tym ani grama przesady, wystarczy popatrzeć na jej prace. Dlatego, gdy Dorota ogłosiła, że poprowadzi warsztaty kartkowe w Rzeszowie wiedziałam, że choćby nie wiem co, po prostu MUSZĘ na nich być :)
No i jak na złość, owo "nie wiem co" objawiło się bardzo szybko. Na warsztaty jechałam z Wiolą, jej samochodem. Tuż przed Tarnowem auto odmówiło współpracy i nasz przyjazd do Rzeszowa nagle stanął pod wielkim znakiem zapytania. Na szczęście Wiola miała równie mocne postanowienie, by na warsztaty za wszelką cenę dotrzeć i nie było mowy o żadnym powrocie. Przypadkowo zatrzymany na szosie Ukrainiec popatrzył, postukał i stwierdził: "Dojedziecie", a potem cierpliwie nas pilotował mimo, iż robiłyśmy potworny hałas (tłumik) i toczyłyśmy się dość niemrawo. Gdziekolwiek jesteś, Dobry Człowieku, dzięki, że się zatrzymałeś, gdy rodacy nas olali ;)
W Rzeszowie cudem udało nam się znaleźć serwis samochodowy, który był czynny i zgodził się nas przyjąć, na warsztaty wpadłyśmy jednak spóźnione i mocno podenerwowane. W połowie zajęć i tak trzeba było wyjść i jechać odebrać samochód, na całe szczęście okazało się, że będziemy miały czym wrócić do Krakowa.
Jak myśmy w tym całym rozgardiaszu w ogóle były w stanie czegokolwiek się nauczyć, pozostanie dla mnie tajemnicą :) I choć na samych zajęciach udało mi się zrobić tylko jedną pracę, a całą resztę jedynie pozaczynałam, bardzo dużo się nauczyłam. Chyba uruchomił mi się jakiś system "gąbka" i po prostu chłonęłam wszystko, o czym mówiła i co pokazywała Dorotka. Już samo obserwowanie, jak pracuje, było przyjemnością, a że tworzy szybko i wszystko dokładnie tłumaczy, zakodowałam naprawdę sporo.
Po powrocie siadłam do "zadania domowego" i dokończyłam wszystko to, co przy sprzyjających wiatrach pewnie bym zrobiła na warsztatach. Uwaga, dużo zdjęć! Najpierw fotka zbiorcza:
Praca z przygotowanych materiałów, czyli świąteczna kartka w pudełku. Mroźna, z założenia dość jednolita kolorystycznie, ale wyłamałam się i dołożyłam parę listków, bo wydawała mi się trochę smutna.
Dzięki Dorotce przestałam się bać szarpania papieru, no i wreszcie wiem, do czego zużyję cały zapas gazy, która została mi po rehabilitacji :)
Na tapecie miałyśmy też białą farbę i brokat, a ja coś czuję, że zostaną ze mną na dłużej.
Zawieszka w kształcie bombki. Dziewczyny zrobiły po dwie... mnie udało się skończyć zaledwie jedną, ale dobre i tyle :)
Śliczne białe kuleczki - w życiu nie przypuszczałam, że kiedykolwiek użyję styropianu do kartki :)
Kartka z warstwową choinką - z przeróżnych listków z wykrojników i dziurkaczy. Bałam się, że mi nie wyjdzie, tymczasem to całkiem fajna zabawa, oczywiście pod warunkiem, że ma się dostateczną ilość materiałów (Krysiu, bardzo Ci dziękuję za zasilenie mnie w zielsko!).
Dorotka zrobiła podobną kartkę w kilkanaście minut (wiem, bo patrzyłam jej na ręce :) Mnie dłubanie zajęło dużo więcej czasu, ale efekt jest całkiem sympatyczny.
Moja własna wersja kartki z reniferkiem. Przyznam szczerze, po cichu marzyłam, że zrobimy ją wspólnie na warsztatach, jednak nie wystarczyło czasu. Dorotka pozwoliła nam powycinać renifery i każda wróciła do domu z uroczym stadkiem :)
Zakochałam się w tym wykrojniku, a moja rozpacz jest podwójna - nigdy nie będę go miała, bo duże Sizzixy nie pasują do Joya :( Cóż, pozostaje hołubić te kilka sztuk, które dostałam :)
I na koniec świąteczny tag. Chyba zmęczenie dało o sobie znać, bo nie za bardzo mi się podoba.
A że całość wydaje mi się dość goła, chyba przerobię go na kartkę w formacie DL.
I tak, koniec końców, choć początki były marne, to jednak czuję, że zaliczyłam cały "maraton" kartkowy, zgodnie z nazwą warsztatów :) Szalenie się cieszę, że pomimo przeciwności losu mogłyśmy wspólnie posiedzieć i popracować. Jestem też bardzo szczęśliwa, że poznałam osobiście Dorotkę, która jest niesamowicie miłą, ciepłą i sympatyczną osobą. Wspólnie z Izą nie tylko nam pomogły, ale zadbały też o to, byśmy nie były tak zestresowane i zagubione. Serdecznie Wam dziękuję za ciepłe przyjęcie, twórczą wenę i wsparcie w potrzebie! :)
No i jak na złość, owo "nie wiem co" objawiło się bardzo szybko. Na warsztaty jechałam z Wiolą, jej samochodem. Tuż przed Tarnowem auto odmówiło współpracy i nasz przyjazd do Rzeszowa nagle stanął pod wielkim znakiem zapytania. Na szczęście Wiola miała równie mocne postanowienie, by na warsztaty za wszelką cenę dotrzeć i nie było mowy o żadnym powrocie. Przypadkowo zatrzymany na szosie Ukrainiec popatrzył, postukał i stwierdził: "Dojedziecie", a potem cierpliwie nas pilotował mimo, iż robiłyśmy potworny hałas (tłumik) i toczyłyśmy się dość niemrawo. Gdziekolwiek jesteś, Dobry Człowieku, dzięki, że się zatrzymałeś, gdy rodacy nas olali ;)
W Rzeszowie cudem udało nam się znaleźć serwis samochodowy, który był czynny i zgodził się nas przyjąć, na warsztaty wpadłyśmy jednak spóźnione i mocno podenerwowane. W połowie zajęć i tak trzeba było wyjść i jechać odebrać samochód, na całe szczęście okazało się, że będziemy miały czym wrócić do Krakowa.
Jak myśmy w tym całym rozgardiaszu w ogóle były w stanie czegokolwiek się nauczyć, pozostanie dla mnie tajemnicą :) I choć na samych zajęciach udało mi się zrobić tylko jedną pracę, a całą resztę jedynie pozaczynałam, bardzo dużo się nauczyłam. Chyba uruchomił mi się jakiś system "gąbka" i po prostu chłonęłam wszystko, o czym mówiła i co pokazywała Dorotka. Już samo obserwowanie, jak pracuje, było przyjemnością, a że tworzy szybko i wszystko dokładnie tłumaczy, zakodowałam naprawdę sporo.
Po powrocie siadłam do "zadania domowego" i dokończyłam wszystko to, co przy sprzyjających wiatrach pewnie bym zrobiła na warsztatach. Uwaga, dużo zdjęć! Najpierw fotka zbiorcza:
Praca z przygotowanych materiałów, czyli świąteczna kartka w pudełku. Mroźna, z założenia dość jednolita kolorystycznie, ale wyłamałam się i dołożyłam parę listków, bo wydawała mi się trochę smutna.
Dzięki Dorotce przestałam się bać szarpania papieru, no i wreszcie wiem, do czego zużyję cały zapas gazy, która została mi po rehabilitacji :)
Na tapecie miałyśmy też białą farbę i brokat, a ja coś czuję, że zostaną ze mną na dłużej.
Zawieszka w kształcie bombki. Dziewczyny zrobiły po dwie... mnie udało się skończyć zaledwie jedną, ale dobre i tyle :)
Śliczne białe kuleczki - w życiu nie przypuszczałam, że kiedykolwiek użyję styropianu do kartki :)
Kartka z warstwową choinką - z przeróżnych listków z wykrojników i dziurkaczy. Bałam się, że mi nie wyjdzie, tymczasem to całkiem fajna zabawa, oczywiście pod warunkiem, że ma się dostateczną ilość materiałów (Krysiu, bardzo Ci dziękuję za zasilenie mnie w zielsko!).
Dorotka zrobiła podobną kartkę w kilkanaście minut (wiem, bo patrzyłam jej na ręce :) Mnie dłubanie zajęło dużo więcej czasu, ale efekt jest całkiem sympatyczny.
Moja własna wersja kartki z reniferkiem. Przyznam szczerze, po cichu marzyłam, że zrobimy ją wspólnie na warsztatach, jednak nie wystarczyło czasu. Dorotka pozwoliła nam powycinać renifery i każda wróciła do domu z uroczym stadkiem :)
Zakochałam się w tym wykrojniku, a moja rozpacz jest podwójna - nigdy nie będę go miała, bo duże Sizzixy nie pasują do Joya :( Cóż, pozostaje hołubić te kilka sztuk, które dostałam :)
I na koniec świąteczny tag. Chyba zmęczenie dało o sobie znać, bo nie za bardzo mi się podoba.
A że całość wydaje mi się dość goła, chyba przerobię go na kartkę w formacie DL.
I tak, koniec końców, choć początki były marne, to jednak czuję, że zaliczyłam cały "maraton" kartkowy, zgodnie z nazwą warsztatów :) Szalenie się cieszę, że pomimo przeciwności losu mogłyśmy wspólnie posiedzieć i popracować. Jestem też bardzo szczęśliwa, że poznałam osobiście Dorotkę, która jest niesamowicie miłą, ciepłą i sympatyczną osobą. Wspólnie z Izą nie tylko nam pomogły, ale zadbały też o to, byśmy nie były tak zestresowane i zagubione. Serdecznie Wam dziękuję za ciepłe przyjęcie, twórczą wenę i wsparcie w potrzebie! :)
no tak nie podziekowałam Ukraincowi...no i Twojej połówce...gdyby nie ona, nie znalazła bym mechanika :-)
OdpowiedzUsuńTo teraz ja jadę do Ciebie na warsztaty! I chce wszystko po kolei zrobić: i kartki i bombeczkę (cudna jest!). Nie mogę się napatrzeć... Szkoda tylko, ze tyle nowych wykrojników by się do takich kartek przydało, nie?
OdpowiedzUsuńZobacz Wiola, my tylko dwie takie "sierotki" byłyśmy, a ludzi do pomocy ilu się znalazło :)
OdpowiedzUsuńMadziu, nawet mi nie mów o wykrojnikach, ja już szlaban mam na ten miesiąc... to jest po prostu studnia bez dna :P A na warsztaty z Dorotą następnym razem wybierzemy się wspólnie :)
Bardzo owocne i twórcze były warsztaty, skoro tyle pięknych kartek powstało,.. podziwiam determinację w chęci dotarcia do celu :) pomimo awarii samochodowej :)
OdpowiedzUsuńNo no no :) Powiem tak, uwielbiam twoje prace, ale tym razem to już przeszłaś samą siebie! Zwykle z takich zbiorczych fotografii odruchowo wybieram sobie faworyta, a tym razem.... choinka! A może bombka? Ale ta śnieżna jest taka cudownie mroźna.... a renifer taki pełen energii.... no nie wiem.... Cudnie żabo:)
OdpowiedzUsuńKrycha, to było nasze "być albo nie być" i to dlatego :D
OdpowiedzUsuńSylwia, problem w tym, że to nie ja... To Dorota pokazała palcem i powiedziała "A robi się to tak" :) Żeby mi tylko nie przeszło i żebym znów nie wróciła do smutnych, płaskich potworków, jakie kiedyś tworzyłam :P
Żabko ty;) A że ktoś ci palcem pokazał, to tylko mu podziękować;p Ale twoje palce potem zrobiły, nie kogoś;)
OdpowiedzUsuńŚliczne te karteczki, ja swoją z pudełeczkiem musze jeszcze dokończyć, ale będą nowe, jestem mega szczęśliwa, ze byłyśmy na tych warsztatach
OdpowiedzUsuńRety Żabciu aleś się napracowała, a listkową choinkę ulepię już jutro - cudna.
OdpowiedzUsuńElwirko, zrób koniecznie własną wersję, to bardzo przyjemna zabawa i jaki fajny efekt :) Trzymam kciuki i przypominam o laptopie! :)
OdpowiedzUsuń