Jak podarować narzędzia?
Czasem zdarza się tak, że mężczyzna zażyczy sobie prezentu w postaci młotka, gwoździ, kombinerek i śrubokręta, bo jest "na dorobku" i rzeczy owe potrzebne mu są do bieżących domowych napraw. Wszystko fajnie, jak chce to niech ma, ale jak podarować coś takiego? Wyjścia są dwa: albo przewiązać młotek wstążką, albo zainwestować w profesjonalne pudło narzędziowe. Pierwsza opcja jest dość banalna, druga - niestety kosztowna. Postawiona przed takim wyborem wymyśliłam zatem wyjście trzecie i postanowiłam własnoręcznie zrobić skrzynkę narzędziową.
W tym celu udałam się do Chomika, gdzie wycyganiłam spore tekturowe pudło z pokrywą. Potem napadł mnie pewien pomysł, wybrałam się zatem do zaprzyjaźnionego pana zegarmistrza i poprosiłam grzecznie o jakieś spady z naprawy zegarów - trybiki, śrubki, cokolwiek. I tu pojawił się problem, albowiem pan zegarmistrz odmówił współpracy i nie chciał dać mi niczego, choćby było niepotrzebne i zepsute. Nasłuchałam się też, że części te są szalenie niebezpieczne i absolutnie niedopuszczalnym jest, by zajmowała się nimi niewprawna osoba (to pewnie było o mnie). Na całe szczęście rozmowie przysłuchiwał się pan z sąsiedniego punktu ksero, który ulitował się nade mną i podarował mi stary, zepsuty budzik. Pan zegarmistrz tylko łypał pożądliwie spod oka, oczywiście nie na mnie, ale na ów wiekowy czasomierz i coś czuję, że w tym momencie przestał być zaprzyjaźniony. Trudno. W każdym razie dopięłam swego i po wybebeszeniu całego mechanizmu stałam się szczęśliwą posiadaczką różnego rodzaju żelastwa.
Wspomniane wcześniej pudło okleiłam papierami ViviGade oraz brązową wstążką, dołożyłam spersonalizowaną etykietkę i parę dodatków, a na koniec całość udekorowałam wnętrznościami budzika, które dla pewności przyszyłam szarą nitką. I tak powstała narzędziownia:
Może i nie wyszło mi jakieś super arcydzieło, ale z pewnością lepsze takie opakowanie na narzędzia niż żadne. Obdarowanemu się chyba spodobało, żonie na pewno, a mnie nie było głupio wręczać taki nietypowy prezent. Tylko zdjęcia ciemne mi wyszły, bo przy sztucznym świetle były robione.
Na marginesie - dowiedziałam się, że nie ma czegoś takiego jak śrubokręty. Tak przynajmniej mówią sklepowe etykietki. Całe życie byłam przekonana, że śrubokręty istnieją, kurczę, nawet ich używałam! Teraz nagle okazało się, że nie ma czegoś takiego, a kupić można jedynie wkrętaki. Straszne :P
W tym celu udałam się do Chomika, gdzie wycyganiłam spore tekturowe pudło z pokrywą. Potem napadł mnie pewien pomysł, wybrałam się zatem do zaprzyjaźnionego pana zegarmistrza i poprosiłam grzecznie o jakieś spady z naprawy zegarów - trybiki, śrubki, cokolwiek. I tu pojawił się problem, albowiem pan zegarmistrz odmówił współpracy i nie chciał dać mi niczego, choćby było niepotrzebne i zepsute. Nasłuchałam się też, że części te są szalenie niebezpieczne i absolutnie niedopuszczalnym jest, by zajmowała się nimi niewprawna osoba (to pewnie było o mnie). Na całe szczęście rozmowie przysłuchiwał się pan z sąsiedniego punktu ksero, który ulitował się nade mną i podarował mi stary, zepsuty budzik. Pan zegarmistrz tylko łypał pożądliwie spod oka, oczywiście nie na mnie, ale na ów wiekowy czasomierz i coś czuję, że w tym momencie przestał być zaprzyjaźniony. Trudno. W każdym razie dopięłam swego i po wybebeszeniu całego mechanizmu stałam się szczęśliwą posiadaczką różnego rodzaju żelastwa.
Wspomniane wcześniej pudło okleiłam papierami ViviGade oraz brązową wstążką, dołożyłam spersonalizowaną etykietkę i parę dodatków, a na koniec całość udekorowałam wnętrznościami budzika, które dla pewności przyszyłam szarą nitką. I tak powstała narzędziownia:
Może i nie wyszło mi jakieś super arcydzieło, ale z pewnością lepsze takie opakowanie na narzędzia niż żadne. Obdarowanemu się chyba spodobało, żonie na pewno, a mnie nie było głupio wręczać taki nietypowy prezent. Tylko zdjęcia ciemne mi wyszły, bo przy sztucznym świetle były robione.
Na marginesie - dowiedziałam się, że nie ma czegoś takiego jak śrubokręty. Tak przynajmniej mówią sklepowe etykietki. Całe życie byłam przekonana, że śrubokręty istnieją, kurczę, nawet ich używałam! Teraz nagle okazało się, że nie ma czegoś takiego, a kupić można jedynie wkrętaki. Straszne :P
Jestem pod ogromnym wrażeniem! Szczególnie tego, jak udało Ci się wycyganić budzik :P Nie no, żartuję, pod wrażeniem pudełka też jestem - bardzo fajnie Ci wyszło! Ja się jeszcze tylko zapytuję, kiedy pokażesz kartki świąteczne, które na pewno zaraz wyślesz i zapomnisz wstawić na bloga, hm?
OdpowiedzUsuńSpokojnie, kartki i tak zawsze wysyłam w ostatniej chwili, więc zdążę zrobić fotki :) Głupio wstawiać zdjęcia tylko pięciu sztuk. Zrobię zbiorowy wpis dla wszystkich, jak je wreszcie popełnię :)
OdpowiedzUsuńpduełko wyszło męsko, narzędziowo, po prostu klasa!!
OdpowiedzUsuń