Fasolka po bretońsku

"Zjadłbym fasolki po bretońsku" - tak Mój Mężczyzna odpowiedział na pytanie, co mogłabym ugotować na niedzielny obiad. Nie pozostało więc nic innego, jak ową fasolkę sporządzić :) A że pod ręką był aparat, światło dzienne też niczego sobie, więc fasolka zaliczyła sesję zdjęciową. I chociaż zrobienie takiego dania to żadna filozofia, bo jest banalnie proste, wrzucam mój przepis, a nuż ktoś się pokusi go wypróbować.

Co będzie potrzebne?


Zdjęcie podpowiada, że przydadzą się następujące składniki:
  • 1 kg fasoli Jaś (moczonej) lub ok. 0,7 kg suchej
  • ok. 300 g dobrej kiełbasy (u mnie tuchowska)
  • 250-300 g wędzonego boczku
  • 2 puszki pomidorów (całych lub krojonych - wszystko jedno)
  • 1-2 cebule
  • 2 ząbki czosnku
  • koncentrat pomidorowy do smaku
  • 1 ostra papryczka
  • odrobina oleju roślinnego
  • przyprawy: sól, Zioła Małgorzaty lub przyprawa bulionowa (w ostateczności Vegeta), majeranek, cząber, ziele angielskie, liść laurowy, kminek, kmin rzymski, pieprz, kolendra
  • łyżka mąki

 Przygotowanie:

Namoczoną fasolę przepłukać, zalać wodą i wstawić do gotowania. Jeśli nie dysponujemy moczoną, możemy użyć suchej, którą dzień wcześniej trzeba namoczyć, a następnie ugotować w tej samej wodzie, w której się moczyła. Usłyszałam kiedyś teorię, że nie powinno się namaczać fasoli w wodzie, bo wtedy zaczyna kiełkować i wypłukują się z niej składniki odżywcze. Nie jestem fasolowym ekspertem, ale powiem tak: i w domu, i w szkole uczono mnie, że strączkowe się namacza. No to namaczam. Mój dziadek stosował w tym celu przyśpieszoną metodę: zalewał ziarna fasoli wrzątkiem i okręcał przykryty garnek ręcznikiem. Generalnie - namaczanie znacząco skraca czas gotowania, więc osobiście uważam, że warto :)
Do fasoli w czasie gotowania nie dodaję soli, wrzucam za to kilka ziaren ziela angielskiego i parę liści laurowych. Gotuję na niewielkim ogniu, pod przykryciem.

W czasie, gdy fasola się pichci, można zająć się resztą składników - pokroić w grube półplasterki kiełbasę, a boczek w sporą kostkę. Posiekać drobno cebulę, czosnek i ostrą papryczkę (niech fasola ma jakiś pazur, a co!). Na patelni przesmażyć kiełbasę i boczek, by wytopił się z nich tłuszcz, przełożyć do dużego garnka.


Na wytopionym z wędliny tłuszczu zeszklić cebulę (w razie potrzeby można dodać łyżkę oleju). Do cebuli dołożyć posiekany czosnek i ostrą papryczkę, chwilę smażyć razem.


Dodać pomidory z puszki i wszystko przez chwilę dusić, dzięki temu uzyskamy ładny czerwono-pomarańczowy kolor potrawy. Całość przełożyć do garnka z kiełbasą i boczkiem i gotować na małym ogniu, żeby trochę odparować z pomidorów wodę. Fasolę ugotować do miękkości, u mnie zajęło to około godziny. W miarę możliwości odłowić liście i ziele angielskie, a fasolę razem z wodą z gotowania przelać do garnka z pozostałymi składnikami. Ważne na tym etapie jest dobre ugotowanie fasoli - powinna być w miarę miękka, gdyż w kwaśnym środowisku (pomidory!) już więcej nam nie zmięknie. Pozostało doprawienie fasolki - dodać przyprawę bulionową i sól do smaku, pół łyżeczki cząbru i łyżeczkę majeranku rozetrzeć w palcach i dosypać do garnka. W moździerzu roztłuc odrobinę pieprzu, kolendry i płaską łyżeczkę kminku (najlepiej pomieszać pół na pół z kminem rzymskim). Utłuczone przyprawy dodać do fasolki. Na koniec sprawdzić "pomidorowość" potrawy - gdy jest za słaba, możemy dodać trochę przecieru pomidorowego. Jeśli danie jest zbyt rzadkie, zagęszczamy je. Można to zrobić przy pomocy zasmażki, lub rozgniatając kilka wyłowionych z garnka ziaren fasoli. Ja robię to jeszcze inaczej - mieszam łyżkę mąki z odrobiną koncentratu i wody, i taką zawiesiną zagęszczam fasolkę.

Co do podania? Idealna będzie pajda chleba z chrupiącą skórką, ale mogą być też ziemniaki.


Z podanych powyżej składników wychodzi solidny gar fasolki, którą z reguły jemy przez trzy dni :) Ale przy szaro-zimowej, paskudnej pogodzie, taka gorąca micha świetnie rozgrzewa i wcale się nie nudzi. Fasolka jest mocno pomidorowa, bo ja taką lubię, ale spokojnie można zmniejszyć w przepisie ilość pomidorów. Do garnka dodałam całą ostrą papryczkę widoczną na zdjęciu, ale przy takiej ilości fasolki, była ledwo wyczuwalna. Warto za to nie żałować przypraw - ułatwiają trawienie i zmniejszają "odrzutowość" dania ;)

Czy ktoś dotrwał do końca wpisu? No to smacznego!

4 komentarze:

  1. Ja dotrwałam :) I mi si tak tęskno zrobiło do Was... Zuzia jest cudowna, ale brakuje mi towarzystwa i chętnie bym na taką fasolkę i pograć do Was wpadła :) Smacznego!

    OdpowiedzUsuń
  2. Madzik, Zuzia jest najważniejsza :) Niech Ci się zdrowo chowa! Nam też brakuje wspólnego grania, ale wiemy, że musimy jeszcze poczekać. Za to, jak już będziesz mogła wszystko jeść i dzidzia pozwoli Ci na dłuższą nieobecność, to zaprosimy Cię/Was na wielkie granie i wyżerkę. Ugotuję Ci, co tylko będziesz chciała, obiecuję :)

    OdpowiedzUsuń
  3. To już?!... – jęknął na widok garnkowego dna. Skrobnął jeszcze łychą w nadziei, że samolubne naczynie da sobie wydrzeć więcej niż trzy ziarnka fasoli.
    Guzik.
    Przejechał po opomidorowanych ściankach.
    Nic.
    Zza pleców dobiegł go bulgoczący miauko-rechot Burasa, wpieprzającego świeże chrupki...

    OdpowiedzUsuń
  4. ...fragment niepublikowanej powieści "Z warząchwią wśród kotów"? :)

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2016 Rzekotka - blog scrapbookingowy , Blogger