Gralicja III - czyli o grach i smrodzie

Gralicja jest imprezą dla maniaków gier planszowych. Przez dwa dni za symboliczne 3 zł można zasiąść w szkolnych ławach z wypożyczoną grą i grać ze znajomymi do upadłego, przy czym wiek, wygląd i sytuacja społeczna graczy nie ma absolutnie żadnego znaczenia.

Jak tu się więc oprzeć pokusie? Na pierwszy ogień poszła "Finca" - śliczna, kolorowa gierka o zbiorach i dostawach owoców :) Tutaj gracze dzielnie starają się o nowe towary oraz osiołki do ich transportu:



A tak wyglądają same owoce: pomarańcze, figi, winogrona, oliwki... Gra jest pięknie wydana, przyjemna dla oka, a do tego prosta i łatwa "w obsłudze". Już wylądowała na naszej wish-liście :)


Następnie zagraliśmy w "Pandemic" - kooperacyjną grę o ratowaniu świata przed zarazą. Niestety, pomimo ofiarnej współpracy, sromotnie przegraliśmy, w wyniku czego postanowiłam nie robić grze fotki. A co! Zdjęcia doczekała się natomiast kolejna pozycja - "Stone Age". Równie pięknie wydana, z mnóstwem drewnianych elementów, kart i żetonów, a także skórzanym kubeczkiem do rzucania kośćmi :) Na zdjęciu wspomniany kubek w dłoniach współgracza (mam nadzieję, że nie będzie miał nic przeciwko uwiecznieniu).


Ogólnie bawiliśmy się fantastycznie, o wiele lepiej niż pół roku temu. Jedynym problemem był unoszący się w powietrzu przykry fetor. Im bliżej szatni, tym bardziej rosło jego stężenie. Do tego stopnia uprzykrzał on życie grającym, że pod koniec dnia na drzwiach pojawiła się taka oto dosadna karteczka:


I tym mało optymistycznym, za to mocno śmierdzącym akcentem, pozwalam sobie zakończyć relację z ostatniej Gralicji. Do zobaczenia na kolejnej (oby już bez smrodu)!

2 komentarze:

  1. Optymistyczny w tym wszystkim jest fakt, że ów fetor nie miał nic wspólnego z czynnikiem ludzkim, przywodząc na nos raczej sprawy kanalizacyjno-awaryjne (a niestety mam w tej materii dość bogate doświadczenie). Nawet, kiedy ok. godziny 18 oddawaliśmy pożyczone gry, w sali nie unosił się zapach E'au de Informateaux. Uważam, że to bardzo budujące i przeczące stereotypom :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Biały Vilk2.12.10

    Prawda? Ja również się cieszę, że żaden Lavendelduft marki Johann von Warhammer nie rozkwasił nas swoim bukietem :)

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2016 Rzekotka - blog scrapbookingowy , Blogger